Hej!
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o moim pierwszym pobycie w sanatorium, czyli o jednym z niewielu miłych przeżyć związanych ze skoliozą :)
Przyjechałam do sanatorium we Wrocławiu na ulicy Poświęckiej w wieku 11 lat. Cała sytuacja była dla mnie zupełnie nowa, ponieważ nigdy nie byłam poza domem więcej niż dwa tygodnie. Zostałam mile przyjęta przez pielęgniarki, które zabrały mnie na badania i potem pokazały mi pokój. Byłam w pokoju z innymi dziewczynami, trochę młodszymi ode mnie. Pamiętam dokładnie, że miałam w pokoju niepełnosprawną dziewczynką o imieniu Ula, która jeździła na wózku. Tego samego dnia moje koleżanki z pokoju pokazały mi cały teren ośrodka. Jeżeli chodzi o naukę jest tam normalna szkoła. Można tam było zbierać oceny, które potem były wysyłane do 'stałej' szkoły. Dzień mniej więcej zaczynał się o pobudki o 6:30, co dla mnie było koszmarem. Potem poranna toaleta, śniadanie i ćwiczenia. Ćwiczenia były podzielone na grupy- grupa uczniów z podstawówki, grupa uczniów z gimnazjum i liceum. Następnie było drugie śniadanie i lekcje do 14 lub 15 zależenie od planu. Następnie obiad, czas wolny i odrabianki, czyli spotykanie się z opiekunami i odrabianie lekcji. W czasie wolnym często można było wyjść z opiekunem i grupą do galerii lub na rynek. Jedyne najgorsze wspomnienie z sanatorium, które nadal odbija się na moim życiu to pobranie krwi. Drugiego dnia rano pielęgniarka zabrała mnie na pobranie krwi, na którym zemdlałam. Od tej pory panicznie boję się pobrań krwi i samego tematu krwi. Cały pobyt dopełniały moje koleżanki, które tam poznałam. Najbardziej zaprzyjaźniłam się z Justyną i Patrycją. Dzięki nim mój wyjazd był pełny śmiechu. Ogólnie bardzo podobał mi się cały wyjazd, ponieważ cały czas coś robiłam i nie musiałam wychodzić na dwór. Jestem typem osoby, która nie lubi wychodzić na dwór, więc taki pobyt w sanatorium dobrze na mnie wpłynął. Również była tam stołówka, w której jedliśmy śniadania, obiady i kolacje. Jedzenie było dobre, ale nie wyśmienite, dlatego prawie codziennie zamawialiśmy pizzę. Kolejny plus mojego wyjazdu był taki, że było to pod koniec listopada i na początku grudnia. We Wrocławiu wtedy trwał Jarmark Bożonarodzeniowy, na którym byliśmy. Najgorszy był czas pożegnań, ponieważ bardzo zżyłam się z osobami z sanatorium. Były to jedne z niewielu osób, które naprawdę rozumiały mnie i moje problemy, ponieważ przeżywały to samo. Musiałam powstrzymywać się od płaczu, ponieważ naprawdę nie chciałam stamtąd wyjeżdżać. Ustaliłyśmy wtedy z Justyną, że jeszcze kiedyś się spotkamy, ale minęły 4 lata i ciągle coś... Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy i powspominamy nasz pobyt. Podsumowując, jeżeli ktoś z Was został skierowany na pobyt w sanatorium nie ma czego się bać! Pamiętajcie, że jest to tylko dla Waszego zdrowia i szczęścia w przyszłości. Ja zawsze mile wracam do wspomnień z sanatorium i jeżeli byłaby opcja wrócenia tam, na pewno bym to zrobiła :)
Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące sanatorium lub innych rzeczy zapraszam Was standardowo na mojego maila: juliaosiczanska@gmail.com
Fajnie, że poznałaś tam tylu wspaniałych ludzi. :) Może jeszcze uda Ci się z nią spotkać. :)
OdpowiedzUsuńwww.clemeent.blogspot.com
Ale była też druga strona medalu - powrót do 'normalnej' szkoły i czasami niezbyt wyrozumiali nauczyciele...
OdpowiedzUsuńI raz cię odwiedziłam w sanatorium :p
Taak, pamiętam. Musiałam pisać zaległe sprawdziany, ale na szczęście miałam ten sam materiał, więc nie było aż tak źle :D
UsuńNapisałam e-mail w sprawie sanatorium :)
OdpowiedzUsuńObserwuję! Za komentarz do najnowszego posta odwdzięczam się trzema komentarzami i obserwacją, jeśli jeszcze nie zaobserwowałam. Dodatkowo klikam w bannery i linki, jeśli masz :)
www.sandrakopko.com